W pierwszym tekście Jamis Exile Comp porównany został do perszerona - ciężkiego, zimno-krwistego konia. Po spędzeniu z nim większej ilości kilometrów i czasu, odszczekuję to. ;) Teraz porównałbym go do Płotki Geralta - wytrzymałego, nienarowistego kompana włóczęgi, na którego zawsze można liczyć.
Artur Drzymkowski
Tym, którzy są zbyt leniwi lub "zarobieni", aby przeczytać "Okazanie Banity" pójdę nieco na rękę. Poniżej przeczytacie w pigułce to, o czym traktowałem poprzednim razem, czyli moje pierwsze spotkanie z Jamisem. Wrażeń było mnóstwo, a testowa bestia okazała się być nad wyraz interesującym rowerem, czego najlepszym dowodem jest dyskusja Internautów po publikacji zajawkowej części testu.
Rama...Jest nietuzinkowa. Na dzień dobry przygniata użytkownika "pancernością" konstrukcji dominującą nad jej "miękkimi" rysami. To pierwsze wrażenie ulatnia się po kilku godzinach bezpośredniego kontaktu, a owe miękkie kształty i kolorystyka wzbudzają nie tylko moje pozytywne emocje. Pod jednym ze zdjęć Banity znalazłem wpis: “Jest cudowny!!” Autor rozwinął go później w refleksję: “jeżeli rower się prowadzi tak jak prezentuje na tym zdjęciu, to zazdroszczę”. Krótkie śledztwo, co prawda wykazało, że autor jest posiadaczem innego modelu Jamisa, więc do marki może mieć stosunek mało obiektywny, ale Exile może wyglądem ująć ;). Najbardziej wiarygodne są tu opinie kobiet, które powszechnie demonstrowały swój zachwyt siłą drzemiącą w oryginalnych kształtach.
Widelec XC32 TK 29 pochodzi z podstawowej grupy produktów Rock Shox’a. W tej solidnej podstawie dostajemy grube lagi i blokadę na koronie. Na wstępie testu, na XC32 padł cień podejrzenia, o nie-wyrabianie się pod solidnym jeźdźcem. Ja jestem solidnej postury, jednakowoż podszedłem do niego bez uprzedzeń, a on odpłacił mi solidną robotą bez wodotrysków. Nie powala na kolana wrażliwością, ale wykazał potężną sztywność w zakrętach i dynamicznych sprintach, co jest prawdopodobnie efektem obecności taperowanej główki ramy oraz mało filigranowej konstrukcji. O dziwo nie przeszkadzał nawet brak sztywnej osi - koło trzymane przez tradycyjną "szpilkę" pewnie tkwiło w swoich gniazdach, nawet podczas ostrych halsów i trawersowania. Uratował mnie również w kilku nerwowych sytuacjach, gdy duże, wrogo nastawione przeszkody terenowe atakowały mnie znienacka za zakrętem lub w jego trakcie. I przy tym na każdą z większych nierówności tak fajnie “pufa” jak pomarańczowy Bomber Z1. Niestety w tym przypadku solidność musi ważyć -według producenta 2200g z aluminiową rurą sterową. Przyszłemu nabywcy Jamis'a Exile Comp doradzałbym upgrade do modelu z blokadą na kierownicy, ponieważ taka manetka pod kciukiem daleko bardziej może nastroić do dynamicznego spięcia Banity do galopu, niż schylanie się z poziomu wysokiej kierownicy, do korony widelca.
Siodło - element podlegający zawsze surowej, subiektywnej ocenie. Początkowo Banita woził mnie na krótkich odcinkach, więc prawdziwym testem miała być dłuższa jazda. Po pięciogodzinnej wycieczce zsiadałem z ulgą, ale dramatu nie było, gdyż następnego dnia spokojnie przejechałem ciurkiem kolejne cztery godziny i dupsko było nadal na swoim miejscu, nienaruszone :)
Kokpit Banity, zbudowany z komponentów sygnowanych logotypem Jamisa, jest solidny i sztywny. Mostek z 7 stopniowym wzniosem można obrócić w celu obniżenia pozycji. Gięta na 8º x 13mm i szeroka na 660mm, kierownica doskonale wpisuje się sztywność przodu Exile’a. Aczkolwiek w gremium redakcyjnym pojawiły się głosy, że może troszeczkę szerzej i bardziej płasko było by lepiej. Sprawa ocierająca się o bardzo osobiste preferencje i otwierająca jednocześnie pole do upgrade’owego odchudzania ;)
Jamis Exile, to pierwszy rower wyposażony w napęd SRAM, z jakim miałem do czynienia przez dłuższy czas. To, co czytałem, o brutalnej prędkości zmiany przełożeń, potwierdziło się. Biegi zarówno w górę, jak i w dół przeskakiwały szybko i głośno. Napęd zapoznał się z błotem, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Brak wyświetlaczy na triggerach X5 był dla mnie zaskoczeniem i niedogodnością. Same manetki są mimo wszystko ergonomiczne i wygodne. Po kilku chwilach przyzwyczaiłem się i paluchy same trafiały tam, gdzie trzeba, we właściwym momencie.
Korba, a właściwie jej 44 zębowy blat, stała się, przy okazji “okazania”, tematem gorącej dyskusji. Osobiście usprawiedliwiam producenta kwestiami budżetowymi (44 to standard dla napędów dziewięciobiegowych), ale jednocześnie przez cały czas trwania testu nie odczułem zbytniej “twardości” przełożeń. Większy blat pozwalał na konkretne wykorzystanie długich asfaltowych zjazdów. W terenie, środkowe 32 zęby, pokrywały większość mojego zapotrzebowania. Ogólnie korba mocna, brak wyczuwalnej miękkości ramion oraz koronek, a musicie wiedzieć, że Banita lubi sprinty na stojąco.
Koła zbudowane na obręczach WTB SX19 i piastach Formuli stanowią bardzo mocny punkt tego roweru, ale ma on też swoją cenę. Są pancernie ciężkie, co doskonale czuć, gdy nagle trzeba się rozpędzić. Za to później jadą po wszystkim jak przecinak! Nic ich nie powstrzyma... Szerokie obręcze (26mm na zewnątrz) idealnie trzymają grube na 2.2 opony Geax’a model AKA. Sztywność zestawu, w połączeniu w bardzo dobrą przyczepnością ogumienia, pozwala bez oporu “wykładać się” w zakrętach. Niezależnie, czy to naturalna banda na przecince w lesie, czy fantazyjnie poprowadzona ścieżka rowerowa. Jedynie w luźnym błocku AKA zawiodły mnie, kręcąc się niemal bez oporu. Uczciwie należy jednak przypomnieć, że Włosi reklamują Aka jako specjalistę od twardych nawierzchni, a nie pogromcę sekcji kałuż Cezarego Zamany. Puentując kwestię gum, Banitę można by obuć w coś bardziej uniwersalnego, bardziej zębatego i może przy okazji lżejszego np. Schwalbe Rocket Ron lub Kenda Kommando.
Była mowa o relatywnie niewielkiej ilości miejsca na błoto, co kłóci się z enduro-rodowodem Jamisa. Na przekór wątpliwościom, dowodu na zapchanie błotem widełek tylnego koła, tester nie uzyskał, mimo stawianych przed Banitą sposobności (np. wilgotne odcinki Kampinoskiego Parku Narodowego).
Hamulce Dyno Comp solidnie pracowały w trakcie testu, na podźwignięcie renomy marki Hayes z głębokiej niełaski w jaką popadł, w moich oczach za model Nine. 180 mm tarcza na przedzie doskonale wpasowuje się w endurowaty charakter Exill’a. Dyno Compy dają moc i bardzo dobrą modulację, a obietnica dożywotniej szczelności, głoszona przez producenta - nadzieję na długą i szczęśliwą eksploatację.
Jazda ułańska
Pierwsza rzecz jaką zarejestrowałem po usadowieniu się na Exile’u to wysoka, wręcz wyprostowana pozycja jadącego. Oczywiście przyzwyczajony do bardziej sportowej sylwetki, pomyślałem od razu o żonglerce podkładkami i odwracaniu mostka, alem zamiaru poniechał, gdyż po pierwsze, podjazdy nie wywoływały w Banicie tendencji do stawania dęba. Po drugie, na asfaltowej, długiej prostej pod wiatr, można się uwalić na kierownicy i mielić pedałami. I po trzecie, siedząc w takiej wysokiej pozycji, łatwiej jest podziwiać okoliczności przyrody podczas włóczęgi czy też rozglądać się, pomykając przez miasto ;) I po czwarte, w tak wyprostowanej pozycji, załadowany na kilkudniową wyrypę plecak, w mniejszym stopniu obciąża ręce.
Pierwsza z części mojego testowania przypadła na prozaiczne, ale w skutek jazdy na Exile’u, nie takie szare i nudne, codzienne dojazdy do pracy. Pokonując tę samą trasę od kilku lat można poczuć znużenie. A.... na Banicie mogłem trochę powariować. Zjechać po schodach, przebić się przez plac budowy, na granicy uślizgu składać się w zakrętach. I wcale nie trzeba jechać w Alpy, aby poczuć jak zachowuje się ten “ścieżkowiec”
Twenty-ninery wymagają trochę innej techniki skręcania w porównaniu z 26”. W trakcie manewru należy bardziej zdecydowanie nacisnąć na kierownicę i pochylić rower. Banita pod tym względem nie jest wyjątkiem, jednak ostre kąty wręcz zachęcają do głębokiego balansu ciałem nad nisko puszczoną długą górną rurą. Długi ogon oraz dobrze umiejscowiony środek ciężkości dają dużą stabilność w trakcie lawirowania na niższej prędkości.
Na tym rowerze stójkę może zrobić każdy - nawet Ja. Szpanowanie na światłach, w blasku pełnych podziwu spojrzeń rowerzystów płci obojga (jak dla mnie płeć piękna wystarczy), to mocna zaleta.... Ale dopiero prawdziwie mocną zaletą jest stójka zrobiona w terenie, na krawędzi zjazdu lub na początku rozjeżdżonej drogi leśnej, pozwalająca spokojnie ogarnąć trasę, przemyśleć tor jazdy, czy też prozaicznie - poszukać oznakowania szlaku. Wysoko umieszczona kierownica, w warunkach miejskich dojazdów do pracy, pozwalała mi na lustrować sytuację na skrzyżowaniu, ponad dachami "dostawczaków".
Przekręcenie mostka na “minus” i odjęcie podkładek może jednak wiele zmienić, choćby wyciągnąć sylwetkę, dociążyć przód roweru, i poprawić nieco nad nim kontrolę oraz aerodynamikę. Taka korekta przyda się tym, którzy po miejskiej dżungli przemieszczają się z wyjątkowo sportowym zacięciem. Jednak wtedy straci się ten niepowtarzalny luzacki styl na rzecz “krosiarskiej napinki”.
Apropos miasta....Dłuższa jazda po asfalcie nie jest szczególnym wyzwaniem na Exile’u Comp’ie. Rozpędzone koła łatwo utrzymują prędkość. Na długich asfaltowych podjazdach przydatna okazuje się natomiast blokada widelca, która niemal cementuje amora, i można “zadawać z krzyża” ;)
Po tych długich asfaltowych podjazdach, zdążają się równie dłuuugie asfaltowe zjazdy. I wtedy zapinamy ośkę i napieramy po 44-zębowym blacie. Rower sunie jak bojowy wóz piechoty na autobahn’ie, a jeździec szczerzy się i wypluwa meszki ;)
Prawdziwy “Fun” zaczyna się, gdy asfalt doprowadzi do szlaku. Tam Banita zaskakuje swoimi możliwościami. Mimo znacznej masy własnej posiada zdolność do wspinaczki pod naprawdę ostre podjazdy. Trzeba się oczywiście mocno pochylić na kierownicy i podpierać na miękkim czubie siodła. W trakcie takiej zabawy Jamis lubi, jak się mieli pod górę z wysoką kadencją. Tak dociśnięty przód trzyma się podłoża, a tylna AKA pcha sprzęt w górę. Dobra technika będzie na pewno sporym atutem. Sprawcą takiego zachowania jest najpewniej geometria Banity. Ostrzejszy kąt podsiodłówki 73,5 stopnia, mostek na plusie i niezbyt długa górna rura (610mm) nie pozwalają na naturalne wyciągnięcie sylwetki, szczególnie u osób powyżej 185cm. Rolę pomocnika pełni za to wyostrzony kąt główki - 72 stopnie to “nie w kij dmuchał”. Między innymi dzięki temu Jamis tak chętnie, ale nie nerwowo, reaguje na komendy użytkownika .Niewątpliwym atutem okazuje się długi ogon, który stabilizuje rower i nie pozwala na utratę trakcji. Co ciekawe, nie cierpi na tym istotnie zwrotność Jamisa.
Na zjazdach Jamis zamienia się w Diabła Tasmańskiego. Sztywny amortyzator, zacementowany w potężnej główce zapewnia pewne prowadzenie i kontrolę, gdy pędzimy w dół szutrówką lub na bardziej wymagających odcinkach. Można przeskakiwać nad koleinami, robić dropy ze ścianek i wykładać na bandach. Idealny sprzęt na weekendową wycieczkę na single-track pod Smrekiem - sprawdzone na własnej skórze.
Na koniec, tytułem puenty - pytania i odpowiedzi:
1.Czy Jamis Exile Comp, to fajny rower?
Tak, zdecydowanie tak! Budżetowy "Funbike" do potęgi
2. A, jak tak to dla kogo?
Jamis Exile Comp vel Banita jest propozycją dla gościa w luźnych szortach, który chce robić epickie wycieczki w trudnym terenie. Zawodnika w obciskach, szukający maszyny do XC lub maratonu - Banita nie zaspokoi. W ciemno może go brać ktoś, kto lubi się powłóczyć bez napiętego planu. Ktoś, kto się lubi zgubić i odnaleźć gdzieś w daleko-miejskiej głuszy.
Ja osobiście zaliczyłem na nim 6 godzinną, 111 kilometrową trasę. W przeważającej części prowadzącej duktami w pofałdowanej Świętokrzyskiej scenerii. I oczywiście, był też odcinek specjalny przez las, gdzie się zgubiłem, napierałem na azymut (również niosąc Exile na ramieniu), żeby się w końcu szczęśliwie odnaleźć.
3. No, ale on jest taki ciężki ?!
Fakt, lekki to Exile Comp nie jest. Lekko ponad 14kg może zniechęcić, ale nie zapominajmy, że mamy do czynienia z rowerem budżetowym stworzonym z myślą o epickich wycieczkach, a nie zawodach XC. Największymi winowajcami są amortyzator i koła. Osobiście jednak uważam, że ewentualny upgrade opłacalny będzie dopiero po “zajechaniu” tej dwójki oraz innych elementów, jak np korby. Pozostaje jeszcze opcja demontażu i sprzedaży z drugiej ręki. Na pewno tuning można zacząć zbicia masy rotowanej. Szukając bardziej uniwersalnych opon, można znaleźć przy okazji lżejsze. Jako tradycjonalista poszukałbym też lekkich dętek, bo “postępowi” na pewno będą myśleli o pozbyciu się ich zupełnie i zalaniu mleczkiem. W każdym razie, w wersji “comp” potencjał do odchudzania Banita posiada ogromny, a im będzie lżejszy, tym więcej przyjemności nam da. Proste!
Plusy:
- wyjątkowo chętny do “bitki, tańca i do różańca” - rasowy imprezowicz turystycznych szlaków
- lubi podjeżdżać, ale trzeba się przyłożyć i uważać ;)
- uwielbia wariackie zjazdy
- o dziwo zwrotna bestia
- sztywny amortyzator
- przyzwoity osprzęt w tej klasie cenowej
- odblaski na kołach zadają szyku wieczorem
- dizajn!!
Minusy:
- Waga
- Opony mogłyby być bardziej uniwersalne
- Ciężkie koła i amortyzator
- górna rura mogłaby być dłuższa
- wąska kierownica, jak na taki szalony autobus