Dzięki uprzejmości dystrybutora siodeł pochodzących z kraju pizzy i makaronu, firmy BDC Bike, pojawiła się możliwość zorganizowania testu najciekawszych, a zarazem najczęściej wybieranych i rozważanych sportowych siodeł firmy Selle Italia. Pod nasze tyłki trafiły trzy różne SLRy (Gel Flow, XC i Monolink Team Edition), Flite XC oraz Max Flite Gel Flow Team Edition
Team 29er
Jak ważnym elementem jest zwieńczenie sztycy, przekonujemy się z szybkością wprost proporcjonalną do czasu spędzanego na rowerze. Wraz ze zwiększającymi się dystansami dochodzimy do nowych wniosków, które bardzo często kończą się wymianą siodła i nadzieją, że kolejne będzie tym idealnym, co w rezultacie zakończy nasze, często trwające dekadę, poszukiwania 'naszego' kształtu. Dlatego też, jeśli dwa kółka nie służą nam jedynie do niedzielnych przejażdżek po parku, warto od razu zainteresować się ofertami znanych producentów, których doświadczenie i dbałość o pozornie nieistotne detale zdecydowanie zwiększa nasze szanse na zapomnienie o uciążliwym dyskomforcie - z jednoznacznych i widocznych gołym okiem warto wyróżnić tu pręty wykonane z lekkiego i tłumiącego drgania Vanoxu oraz wzmacniane karbonem skorupy, w jakie wyposażono wszystkie 5 egzemplarzy.
Musimy przyznać, że każdy z nas przystąpił do testu z nadzieją odkrycia czegoś lepszego, aniżeli dotychczasowe siodło, bo jak nietrudno się domyślić, może po 50km nie wyjemy z bólu, ale już przekraczanie tego dystansu kilka dni z rzędu za każdym kolejnym podejściem okazuje się coraz bardziej problematyczne i to nie zawsze z powodu braków kondycyjnych.
SLR Gel Flow + Cod
Z pudełka...
Smukłe, pokryte skórą siodełko, twarde w dotyku, w miejscach styku z kośćmi kulszowymi wypełnione żelem silikonowym, w tylnej części siodełka znajduje się czarny karbonowy trójkąt obszyty czerwoną nicią zapewne spełniający funkcje czysto estetyczną. Nos siodełka posiada obszytą prostokątną wstawkę i jest dobrze wyprofilowany, w środkowej części znajduje się ergonomiczny otwór długości około 11 cm. Stelaż jest wykonany z „Vanoxu” dzięki czemu osiągnięto niską wagę (225gram). Pręty są łagodnie wygięte i posiadają zakres regulacji do 2 cm.
Na pierwszy rzut oka widać, że siodełko zrobione jest z bardzo dobrych komponentów, posiada odpowiednią geometrię, a producent zadbał o jakość wykończenia i nowoczesny design.
Jazda...
Jest to pierwszy kontakt moich czterech liter z siodełkiem posiadającym ergonomiczny otwór. W założeniach konstrukcyjnych siodełka z otworem powstały w celu zmniejszenia nacisku na kość łonową , a tym samym zwiększenia przepływu krwi w okolicy krocza. Dlatego tak ważne okazało się prawidłowe ustawienie, gdyż decyduje ono o komforcie jazdy. Po kilku próbach siodełko ustawiłem tak, by jego nosek wskazywał na obejmę mostka.
Pierwsze metry i … faktycznie wrażenie z jazdy na SLR Flow jest inne, niż na plastikowej skorupie wypchanej pianką. Dalsze kilometry pokonane na trasie maratonu poznańskiego utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że ktoś nareszcie zrobił siodełko na miarę mojego tyłka. Odnoszę wrażenie, że siodełko współpracuje ze mną, doskonale tłumi drgania, a żelowy insert jest dokładnie w tym miejscu w którym być powinien. Kolejne kilometry po płaskim terenie i zero odrętwienia w okolicy krocza …co za ulga! Dużą rolę w komforcie jazdy odgrywa nie żel, bo jest go niewiele, ale układ, jaki stanowi połączenie prętów i skorupy siodełka, jest ono elastyczne i minimalizuje drgania, zwłaszcza te o wysokiej częstotliwości. Pierwsza setka za mną, siodełko coraz bardziej dopasowuje się do moich kształtów, nie jest zbyt miękkie (nie zapadam się w nim jak na kanapie), ani też twarde jak decha, jest po prostu w sam raz. Testy nałożyły się z dwoma startami na dystansach mega i muszę przyznać, że jedyne, co po nich czułem to nogi. Podczas zjazdów i podjazdów bezproblemowo przenosi się ciężar ciała poza siodełko, a potem na nie równie łatwo wraca. Osobiście mogę powiedzieć, że nareszcie znalazłem coś na miarę moich pośladków, a i sam rower zyskał na wyglądzie! Ku mojemu zdziwieniu wypady oscylujące w granicach trzycyfrówki również nie skutkują bolesnym uświadomieniem o tym, gdzie zaczynają się nogi. Aż się chce iść na rower!
SLR Monolink Team Edition + Nabiał
Pod mój kuper trafiła typowa, dość wąska decha (131mm) i gdyby nie jej zachęcający wygląd wybitnie pasujący mi do roweru oraz niska masa, to potrzebowałbym chyba specjalnej zachęty, by zdemontować dosiadanego Specializeda Phenoma SL. Selle Italię wykonano na tyle starannie, że nie ma powodów, by kwestionować słuszność zamieszczenia naklejki 'quality control', choć nadrukom, szczególnie tym na boczkach, nie wróżę długowieczności, ale jak będzie w praktyce, to się okaże. Tuż przed montażem dokładnie zmacałem siodło i okazało się, że posiada pręty ze stopu wanadu i tytanu (vanox), które nie dość, że są lżejsze od tytanu, to jeszcze bardzo dobrze tłumią drgania. Skorupę zaś wzmocniono włóknem węglowym, tak więc pomimo bardzo cienkiej wysciółki, choroby wibracyjnej chyba się nie nabawię. Nie byłbym sobą, gdybym nie zmierzył realnej szerokości i ku mojemu zaskoczeniu tym razem producent nie zaniżył wartości, a wręcz przeciwnie - dodatkowe 3mm nad wyraz mnie ucieszyły.
Po ochach i achach przyszedł czas na test w boju...
Po ustawieniu SLRa zgodnie z moimi preferencjami pochylenia siodła bardzo szybko okazało się, iż z powodu braku dziury zmuszony jestem skierować dziób siodła w dół. Pierwsze kilometry, jak to zwykle bywa, poświęcam na optymalizację pochylenia i znalezienia optymalnego usytuowania czterech liter. Przy okazji ciągłego wiercenia zauważam, że Selle jest pokryte powłoką, która sprawia, że spodenki bardzo się ślizgają. Początkowo doszukiwałem się w tym wady, jednakże po paru powrotach zza siodła dostrzegłem w tym sprzymierzeńca. Co ciekawe na asfalcie wibracje idące z opon zaczęły mieć jakby mniejszy wymiar...placebo, czy może faktycznie vanox zdaje egzamin?
Niestety na tym koniec pozytywnych doznań - za każdym kolejnym razem, kiedy tyłek lądował na białej desce, ból narastał do tego stopnia, że po 50km dość intensywnej jazdy nie byłem w stanie jechać dalej z powodu rozbijającego dyskomfortu. Powrotu na stojaka nie zaliczam do przyjemnych.
Do kolejnego podejścia przystąpiłem odziany w najwygodniejszego pampersa z nadzieją na to, że tym razem będę mógł oddać się pedałowaniu. Przeliczyłem się. Po 20km zaczęło robić się nieprzyjemnie, więc znowu wróciłem do korygowania nachylenia...bez wymiernych korzyści.
Po tygodniu usilnych starań dałem sobie spokój, bo jakoś nie jestem zwolennikiem umartwiania ciała. Ku mojemu zaskoczeniu po kilkuset kilometrach grafiki nie noszą najmniejszego śladu wytacia, co bywa rzadkością w przypadku konkurencji, która często po pierwszej przejażdżce przyjmuje swoje drugie, mniej korzystne wcielenie.
Przyznam, że przystępując do testu, miałem w sobie sporo optymizmu. Wynikał on przede wszystkim z opinii licznego grona zadowolonych użytkowników, choć przyznam, że sportowy wygląd i masa w okolicach 200gram nie były bez znaczenia. Za winnych nieudanego związku uznaję nie przemawiający do mnie 'garb' w tylnej części siodła oraz brak dziury, do której przyzwyczaił mnie mój Spec. To, co należy oddać Selle Italii, to fakt, że niewiele siodełek o tej szerokości jest kompatybilnych z moim odwłokiem.
SLR XC + Zgud
Pierwszy start w tym sezonie przypadł na Wrocław i serię BikeMaraton. Szczęśliwy ze spotkania całego teamu, nawet nie spodziewałem się niespodzianki, jaka mnie czeka. Wapid, który przybył najszybciej (tuż po mnie), stwierdził w pewnym momencie, że ma fanty.
Po chwili dopiero oczom ukazał się nowy nabytek, czyli SLR XC. Niezmiernie ucieszony szybko obmacałem siodło i stwierdziłem, że to mega deska i niekoniecznie się z nią polubimy, szczególnie, iż liczyłem na wersję z dziurą. Od pierwszego rzutu okiem SLR może się podobać. Pokrycie z czarnego, połyskującego materiału oraz wzmocnienia boczne i środkowy panel z kevlaru nadają agresywnego charakteru. Pręty wykonano z Vanoxu. Waga jak się później okazało to 178 gram.
Siodło zamontowałem do roweru w tym samym dniu, w którym je otrzymałem, czyli na kilkanaście minut przed startem. Początkowo miałem pewne obawy czy ujadę, czy się polubimy. Jednak po ponad 40 kilometrach stosunkowo "dziurawej" trasy stwierdziłem, że moje 4 litery mają się bardzo dobrze i nie wykazują żadnych oznak zmęczenia, czy dyskomfortu. Do mety dojechałem szczęśliwy po pierwsze z samego faktu dotarcia do mety, a po drugie i chyba ważniejsze - z racji zadowolenia z nowej kanapy. I tak w słowie kanapa nie ma nic dziwnego. Może to być synonim dla tego siodełka. Żelowy wkład i budowa pozwalają na swobodne przebycie długich i trudniejszych technicznie tras. Mimo śliskiego obicia nie ma obawy o przesuwanie się na nim. Bardzo łatwo jest dobrać pozycję do aktualnych warunków na trasie, przesunąć środek ciężkości czy po prostu przejść za siodło.
Kolejne kilometry utwierdziły mnie w przekonaniu, że to najlepsze siodło, jakie posiadałem, a było tego wiele: WTB, Velo, San Marco itd... Jest niesamowicie wygodne, jak na taką deskę, świetnie wygląda i zdaje się być niezmiernie wytrzymałe. SLR oczywiście zaliczył już uderzenie z kilku metrów, spowodowane nieuwagą taty i wyszedł z tego bez szwanku. Poszycie nie ucierpiało, pręty są całe.
SLR XC to idealna opcja dla rozsądnych maniaków wagi. Jest doskonale wykonane, maksymalnie komfortowe, świetnie wygląda i stosunkowo niewiele kosztuje. Bez obawy sprawdzi się na maratonach, czy górskim szlaku. Będzie towarzyszyło w każdym treningu i wycieczce, dając radość z jazdy.
Flite XC + Ślizgacz
Dupsko nie sługa….kazałem mu się zmierzyć z czarno białą legendą – Selle Italia Flite XC. Już widzę te kręcące się łzy w oczach nieco starszych kolarzy. Tym, którzy niedawno zamienili pampersa marki Huggies na bardziej markową wkładkę tłumaczę:
Pierwsze siodełka z serii Flite zostały wyprodukowane parę wiosen przed wojną o Kuwejt w 1991, czyli daaaawnooo... Był to owego czasu fenomen tak fenomenalny, że każdy niedzielny wojownik szos chciał go mieć pod pupą. A czemu? Ano temu, że Flite łączył wyczynowo lekką wagę z komfortem wymaganym przez kolarzy amatorów. Ale nie tylko oni pragnęli wejść w posiadanie tego modelu. Flite 1990 zdobył prawdopodobnie najwięcej nagród w historii siodełek z włoskiej fabryki, tak samo z resztą, jak jego następcy. A to już świadczy o kultowości tego elementu roweru. Jeśli przyjrzeć się kolejnym wariacjom, nie trudno zauważyć, że Selle Italia nie kombinowało za wiele z produktem tak dobrze przyjętym przez świat kolarski. Co nie znaczy, że zmian nie było. Owszem, ale ogólny profil pozostał ten sam…
Należy podkreślić bardzo wyraźnie, najlepiej pomarańczowym nakreślaczem, że seria Flite to siodła typu „Do or die” lub po naszemu: „szeregowy kolarz….albo się ku…wa pokochacie z flajtem albo wasze dupsko będzie wyglądało gorzej, niż jesień w średniowieczu”. Ochy i achy nadal przeważają (choćby na mtbr.com), ale łez i bólu też nie brakuje. Są siodełka, które wybaczają nie takie ustawienie kości kulszowych, są też takie jak Flite, które perfidnie mają to w głębokim poważaniu.
Dlatego, gdy usłyszałem na czym będę siedział, moje serce zadrżało z radości, ale pupa i przyrodzenie jęknęło z przerażenia. Do rzeczy…
Pierwszy kontakt nastąpił tuż przed wrocławskim maratonem. Zaraz pewnie sobie pomyślicie, że jestem szaleńcem, skoro zdecydowałem się na taki manewr tuż przed zawodami. Z drugiej jednak strony to właśnie takie imprezy bardzo szybko weryfikują sensowność danego profilu siodła. Poza tym lubię ból...taki fetysz i już.
Siodełko jest perfekcyjnie wykonane. Sprawia wrażenie dużego i o wiele cięższego, niż jest w rzeczywistości – waga wskazała 238g, więc przyzwoicie, choć bez rewelacji. Z drugiej strony to model XC, a nie szosowa deska. Włosi postanowili dodać trochę wypełniacza, aby entuzjastom MTB tyłki odpadły po 2 godzinach, a nie 20 minutach. Uwagę zwraca charakterystyczny profil przypominający samolot myśliwski – to oczywiście czysto subiektywne wrażenie. Kolejnym testem jest poślizg. Boczne panele pokryte skórą Lorica są wyraźnie śliskie, natomiast kewlarowy środek powoduje odczuwalny opór. Efekt jest łatwy do przewidzenia – nasze cztery litery będą „przyklejone” do siodła, co może być istotną zaletą podczas złej pogody i błota na trasie. Z drugiej strony nasuwa się pytanie o odporność spodenek na wycieranie. Boczne białe panele są pokryte czarnymi napisami Sella Italia. Nie wróżę im długowieczności.
No to ogień! Pierwszy raz miał miejsce podczas rozgrzewki przed maratonem. Chmmm….no jest kompletnie inaczej, niż w moim wygodnym Velo. Twardo, ale stosunkowo wygodnie. Środek siodełka jest wyraźnie bardziej sprężysty, a cała konstrukcja przyjemnie pracuje pod ciężarem moich 110kg. Mimo obecności kevlaru można relatywnie łatwo przesuwać się do przodu i do tyłu. Szczególnie ten drugi ruch jest łatwy do zrealizowania, zapewne dzięki gładkiemu pokryciu boków oraz wspomnianemu wyżej charakterystycznemu profilowi skrzydeł Flajta.
No dobra, ale na siodełku siedzi się trochę więcej, niż przedmaratonowa przejażdźka. We Wrocławiu ten czas wydłużył się do prawie 1h30 + dojazd do stacji PKP. Stwierdzę dyplomatycznie: nie pokochaliśmy się jeszcze wyuzdaną miłością, ale docieramy się i ciężko pracujemy nad integracją. „team spiryt” między siodełkiem i kolarzem. Potwierdziły się słowa z początku wątku o możliwych trudnych chwilach. Cóż, siodełko jest wąskie – 130mm więc nie ma się co dziwić, że nie każda szeroka pupa będzie zachwycona lotem na Flajcie. Należy jednak docenić długość – 280mm pozwala bezstresowo przesuwać się na podjazdach na szeroki czubek, który daje poczucie bezpieczeństwa dla cennego przyrodzenia.
Podsumowując mój jeszcze krótki związek z Selle Italia Flite XC: „Potrafisz być wrzodem na dupie, ale ja cię jeszcze pokocham”
Max Flite Gel Flow Team Edition + Wapid
Moje poszukiwania bardzo wygodnego siodełka, nadającego dla nieco cięższych bikerów (circa 100kg), nie ustają. Siodełka prawie uniwesalanego, łączącego możliwość ostrej jazdy podczas zawodów, jak i spokojnej jazdy turystycznej. „Przerobiłem” tych siodełek już bez liku, mając swoich faworytów i nie spodziewałem się, że coś mnie jeszcze pozytywnie zaskoczy.
Max Flite to niesamowicie wygodne siodełko. Można by powiedzieć, że śmiganie na tym siodle, to namiastka jazdy rowerem z pełną amortyzacją. Może to przesada, ale odczucia są jednoznaczne. Dopiero większe przeszkody są wyczuwalne i nietłumione przez całą konstrukcję. Bowiem oprócz dużego absorbowania wstrząsów przez silikonowy żel o zróżnicowanej grubości dostosowujący się do nacisku, doskonale pracuje skorupa na całej powierzchni, a zwłaszcza w tylnej części, tak na boki jak i do tyłu. Wielogodzinne przebywanie na siodełku nie stanowi żadnego problemu, nie ma dyskomfortu, ani typowych dolegliwości „siodełkowych”.
Montując je kilka dni przed pierwszymi zawodami zakładałem tylko test Maxa, a na zawody wracamy do już sprawdzonego siodełka. Stało się inaczej. Już po pierwszym treningu zapadła jednoznaczna decyzja - Max Flite będzie się ścigał. Chrzest bojowy przeszło podczas wrocławskiej edycji BikeMaratonu, gdzie nasze cztery litery mogły doznać znacznego szoku.
Jeśli do tego wszystkiego dodamy, że wierzch jest pokryty skórą naturalną na skorupie z tworzywa z domieszką kompozytu karbonu, a całość zmontowana na stelażu z Vanoxu, możemy mieć pełne wyobrażenie solidności i świetnej jakości tego modelu. Nie można nie wspomnieć o bardzo ważnym elemencie widocznym „gołym okiem”, a mianowicie dużym anatomicznym wycięciu w środkowej części, które zwiększa komfort (lepiej rozkłada ciężar na kości miednicy) oraz poprawia wentylację.
To niesamowicie wygodne siodełko ma wymiary 290x150mm i tylko jedną „wadę”, czyli wagę realną 295g. Ale w tej kategorii siodełek trudno jest znaleźć coś porównywalnego o masie poniżej 300g. Ja nie traktuję tego za minus, ale za regułę coś za coś. Niemniej warto odpuścić te ok. 100g wagi siodełka dla doznań i ulgi jakie daje Max Flite podczas jazdy, zwłaszcza jeśli nasz ciężar odbiega trochę od średniej wagi bikerów
Reasumując...
Nie ma w świecie rowerów bardziej śliskiego i niejednoznacznego tematu, aniżeli siodełka. Dlatego też w tej kwestii najlepiej próbować samemu, mając przed oczami perspektywę znalezienia właśnie TEGO. Czy Selle Italia to dobry wybór? Chyba tak, skoro w tak wybrednym gronie większość z nas jest nie ot zadowolona, a wręcz zachwycona...a czarne owieczki są potwierdzeniem przytoczonych przez Ślizgacza słów, że produkty tej marki się kocha, albo nienawidzi. W związku z tym może faktycznie warto zainwestować w porządne siodło i wiedzieć, że nie otrzymamy w zamian siakiegoś produktu, podobnego do wielu innych...zapewniającego komfort, ale tylko do połowy trasy...