Jakiś czas temu (o czym mało kto wie) Giant wprowadził do sprzedaży mleczko uszczelniające. Wpadło ono w moje ręce już w zeszłym roku, czyli ładnych kilka miesięcy temu. Od tamtej pory mleko hula w oponach wszystkich moich rowerów. Jak się domyślacie musi być niezłe.
Bartosz Bidas
W ofercie rowerowego giganta znajdziemy wszystko co potrzebne jest do rozpoczęcia bezdętkowej przygody: taśmy do obklejania obręczy, wentyle, płyn do ułatwiania montażu opony na feldze, uszczelniacz do opon oraz zestaw (strzykawka) do sprawdzania i uzupełniania samego mleka.
Do obecnej chwili używałem co najmniej 6 różnych uszczelniaczy. Jednak idealnego nie znalazłem nigdy. Każdy z nich miał swoje plusy, ale niestety także spore minusy. Mleczka, które zachowują przez długi okres swoją płynną postać, często cechują się gorszymi parametrami naprawczymi wszelakich uszkodzeń opon. Lateksowe mleczka szybko wysychają, a biorąc pod uwagę ilość kompletów kół, z których korzystam oraz częstotliwość żonglowania oponami, doprowadzają mnie do szału podczas każdej zmiany. Zazwyczaj gdy zabieram się za usuwanie starego uszczelniacza - częściowo lub całkowicie jest już jest zaschnięty i wżarty w oponę. Sposób: „zdejmę opony, założę nowe, a jutro wyczyszczę stare” w praktyce się nie sprawdza ponieważ nigdy nie chce mi się tego zrobić, a wszystko ma spokojnie zasycha na kamień. Właśnie! Jeżeli macie jakieś ciekawe, sprawdzone i skuteczne pomysły na usuwanie lateksu z opon, koniecznie zostawcie je w komentarzach pod tekstem. Ja osobiście próbowałem już chyba wszystkiego - od zimnej i ciepłej wody, poprzez benzyny, rozpuszczalniki, podpalanie, WD40 na dedykowanych płynach do usuwania zaschniętego mleka kończąc. Według mnie niestety nie ma cudownego sposobu na pozbycie się tego problemu.
Wracając do bezdętkowych akcesoriów Gianta. Część z nich to standardowe produkty, którymi nie da się podbić świata. Mowa tutaj o taśmach czy wentylach z wykręcanym wkładem ułatwiającym aplikację mleka oraz pierwszy strzał powietrza w oponę. Są to produkty klasyczne, dobre, warto je kupić i tyle, rewolucji nie będzie. Koszt taśmy w zależności od szerokości waha się od 24,90zł do 29,90zł, wspomniany typ wentyli nabędziemy za 59,90 zł (komplet 2 szt.).
Płyn do montażu opon bezdętkowych jeszcze do niedawna uważałem za totalnie zbędny wydatek. Jednakże trafiłem na opony, które wydawały się po prostu być zbyt ciasne i w żaden sposób nie chciały wstrzelić się w rant felgi. Postanowiłem z nimi walczyć poprzez zwiększanie ciśnienia - albo ja, albo one pomyślałem. Opona wybuchła, ja prawie ogłuchłem. Tak więc szczerze polecam używanie płynu zmniejszającego tarcie na linii opona-felga. Samo łatwiejsze i bezbolesne wstrzelenie opony to jedna strona medalu, druga to prawidłowe i równomierne jej ułożenie na rafce. Nie ukrywam, że wcześniej korzystałem z konkurencyjnego produktu i pozostanę właśnie przy nim. Środek Gianta działa poprawnie, ale mam nieodparte wrażenie, że mój dotychczasowy płyn gwarantował nieco lepsze właściwości smarujące (był bardziej śliski) i chyba minimalnie wolniej wysychał podczas zakładania opony. Sama aplikacja płynu, którego butelka zakończona jest dodatkowo gąbką jest bardzo prosta.
Wróćmy jednak do głównego bohatera testu czyli uszczelniacza GIANT. Żeby sięgnąć po niego z półki trzeba się nieźle nagimnastykować, gdyż dostępność jest praktycznie zerowa. Jak już znajdziecie sklep, w którym uda Wam się nabyć ów produkt widmo i zdecydujecie się na jego zakup - oj zaboli. Cena butelki o pojemności 60 ml (wystarczy na jedno koło) wynosi 24,90zł, większa pojemność 473ml to wydatek rzędu 149,00 zł. Jak łatwo sobie przekalkulować za litr wychodzi ponad trzy stówki. I teraz dylemat… Kupować mleko, które i tak zaschnie po kilku miesiącach czy jednak cofnąć się po 0,7l 18-letniej whisky, która wyjdzie pewnie taniej? To jest dopiero trudny wybór. OK. Bierzemy mleko. Whisky zasklepi dziurę w sercu po przegranym wyścigu, ale opony nie naprawi.
Aplikacja. Oczywiście można wlewać uszczelniacz bezpośrednio do opony, jednakże po co utrudniać sobie życie. Z pomocą przyjdzie pomysłowo zaprojektowana, giantowska strzykawka zakończona sztywną rurką. Nie tylko ułatwia ona samą aplikację, gdyż możemy ją bezproblemowo przepchnąć przez wentyl aż do samej opony, ale działa także w drugą stronę. Daje nam możliwość szybkiego sprawdzania stanu mleka wraz z upływem czasu jego użytkowania. Dobijamy się przez wentyl do dna opony, zasysamy i dostajemy szybko zwrotną odpowiedź, co się dzieje w środku bez konieczności jej demontażu. Co prawda to patent zero-jedynkowy, możemy stwierdzić jedynie czy mleko zaschło, czy też nie, jednak odpowiedzi odnośnie zaawansowania procesu degradacji uszczelniacza już nie uzyskamy.
Mleko użytkować zacząłem od razu gdy pojawiło się w sprzedaży. Kupiłem je na własną rękę zachwycony prezentacją jego skuteczności na demo day Gianta. O składzie można powiedzieć jedynie tyle, że jest to płyn na bazie latexu. Również na tym kończy się pełny opis produktu na stronie producenta.
Uszczelniacz jeździł ze mną zarówno w rowerze enduro, XC jak i w fatbajku. Wykorzystywany był w nowych i starych oponach, tych Tubeless Ready oraz tych, które wg producenta nie nadają się do konwersji na bezdętkę (np. Schwalbe Furious Fred), w temperaturach dodatnich, jak również podczas mrozów. Tak więc uważam sprawdzian produktu za kompleksowy i kompletny.
Zanim opowiem o długotrwałych spostrzeżeniach rzućcie okiem na film, który zobrazuje Wam jak wyglądają na żywo produkty Gianta: wentyl, zestaw do aplikacji oraz uszczelniacz, a właściwie jego działanie. Przygotowana platforma testowa to już mój wytwór.
Pierwsza przedstawiona próba dziurawienia opony gwoździami w czterech rozmiarach, była tą najbardziej kapryśną, co chcieliśmy również pokazać. Mowa o gwoździu nr 3, który swoją drogą nie był tym najgrubszym i najtrudniejszym do przejścia. Drugie podejście pokazuje zaś prawdziwe możliwości lateksowego płynu. Bez zająknięcia w sekundę łata wszelkie uszkodzenia, z którymi na pewno nie poradziłyby sobie liczne uszczelniacze dostępne na rynku. Tyle odnośnie filmu wracamy do rzeczywistości.
Realnym i pierwszym testem mleka miało być zmierzenie się występującym problemem z uszczelnieniem wspomnianych wcześniej opon Schwalbe Furious Fred. Niestety nie mogłem wyjść na dłuższy trening bez pompki, co strasznie mnie irytowało. Opony, jako że nie są przeznaczone do innej jazdy niż dętkowej, po prostu nie utrzymywały ciśnienia z moimi dotychczasowymi uszczelniaczami. To właśnie skłoniło mnie do wyłożenia bądź co bądź sporej kwoty na zakup cudownie przedstawionego uszczelniacza Gianta. O dziwo udało się. Problem zniknął, jak ręką odjął. Ciśnienie utrzymywane jest bez problemu po dzień dzisiejszy.
Drugim sprawdzianem był wyścig na facie. Kilka km przed metą, przez moje papierowe (ale też piekielnie szybkie i lekkie) Kendy Pro przebił się konkretny patyk. Na oko grubości małego palca u dłoni. Niestety straciłem trochę ciśnienia w oponach, ale udało mi się bez problemu dojechać do mety na rowerze, a nie pchając go. Załatanie takiej dziury uważam za niezły sukces.
Trzecim sprawdzianem była ocena, jak mleko radzi sobie podczas zimowego użytkowania. Co prawda w tym roku ominęły nas arktyczne mrozy, jednak w ujemnych temperaturach do -10 stopni C. uszczelniacz dalej zachowywał swoją płynną postać i skuteczność. Może to żaden wyczyn, ale warto było to także sprawdzić niż potem płakać, że trzeba wracać z buta kilka kilometrów.
Ostatecznym sprawdzianem było otwarcie mleka po 4 miesiącach użytkowania. Nie oszukujmy się, jest to okres, którego lateksowe produkty zazwyczaj nie wytrzymują. Oczywiście jest wiele czynników, które na to wpływają: częstotliwość jazdy, przebyty dystans, temperatura otoczenia itd. Jednakże giantowski uszczelniacz o dziwo pozostał płynny.Z lewej strony na zdjęciu widoczne jest mleko gianta, z drugiej strony zaschnięty już całkowicie uszczelniacz konkurencyjnej marki.
Producent deklaruje możliwość użytkowania go nawet przez 6 miesięcy, jednakże tutaj byłbym ostrożny co do tych obietnic. Wspomniany wcześniej okres 4 miesięcy nie zabił mojego uszczelniacza, ale widać było, że zaczyna powoli przywierać do ścianek opony, czyli po prostu zasychać. Pewnie jakaś jego część dociągnęła by do granicznego terminu, lecz dla świętego spokoju chyba nie warto próbować. Jeżeli sumiennie będziemy pilnować tego aby mleko całkowicie nie zaschło (z czym ja mam zawsze problem) ominie Was spory kłopot z jego późniejszym usunięcie z opony. Niestety lateksowe płynny strasznie wżerają się gumę. Całkowite ich usunięcie to dla mnie trauma i ogromny wysiłek. Jeżeli wiecie o czym mówię, to wyobraźcie sobie wydrapywanie tego mleka z opony o szerokości 2 cali, a teraz z kompletu opon do fata o szerokości 4.8”… Tak, mi też słabo jak o tym myślę. Częściowo zaschnięty Giant nie przywiera jednak tak mocno i jego mechaniczne usunięcie nie stanowi aż tak wielkiego wyzwania. Odpuściłem sobie jednak test typu: „poczekam do 100% zaschnięcia” i zobaczę jak wtedy się czyści.
Temat uważam za wyczerpany. Jeżeli macie jakieś pytania, zostawcie je w komentarzach. Podsumowując: uszczelniacz Gianta póki co jest najlepszy na jakim jeździłem. Ma on obecnie u mnie wyłączność na użytkowanie w każdych warunkach i w każdym z rowerów. Na plus: wysoka skuteczność i szybkość zalepiania nawet sporych uszkodzeń, a także stosunkowo długi czas zasychania jak na lateksowe produkty. Na minus: wysoka cena oraz trudna dostępność produktu w większości salonów Gianta. Jeżeli nie odstrasza Was cena, produkt jak najbardziej jest godny polecenia.